poniedziałek, 29 września 2014

Jesiennie w Budapeszcie cz.1 - ogród różany

Rok temu, na przełomie września i października byłam na chwilę w Budapeszcie. Budapeszt jest tak pięknym miastem, że trudno zdecydować co zwiedzić, a z czego zrezygnować.
Wybór staje się szczególnie trudny, jeśli na zwiedzanie ma się jeden dzień. Piękny, słoneczny, ciepły jesienny dzień powszedni, który mogłam spędzić samodzielnie i samotnie tak jak chciałam. Pominęłam wszystkie miejskie atrakcje, pominęłam muzea, postanowiłam spacerować oglądając ogrody. Był to pomysł dość samobójczy, gdyż nie doceniłam odległości pomiędzy odwiedzanymi ogrodami. Trudno, nogi zmęczone, ale warto było...
Pierwszym i bardzo długim przystankiem na mojej trasie była wyspa św. Małgorzaty, leżąca w centrum miasta, omywana wodami Dunaju.
W zasadzie cały teren wyspy jest wykorzystywany rekreacyjnie, są tu tereny typowo sportowe, są ścieżki dla biegaczy i rowerzystów, jest też kilka ciekawych ogrodów. Ponieważ wyspa jest dość długa, przecina ją trasa autobusowa. Ja oczywiście przemierzyłam ją piechotą, kierując najpierw swe kroki do ogrodu różanego.
Różanka nie jest bardzo duża, obejmuje kilka rabat obsadzonych jednorodnie kilkoma odmianami róż. Nawet w końcu sezonu wegetacyjnego, krzewy obficie kwitły roztaczając obłędne zapachy.
Jak widać, kompozycja jest bardzo prosta, bez zbędnych dodatków. Róże zajmują prostokątne kwatery i tylko niektóre mają lawendowy dodatek. Poza tym nie ma bylin, ani innych urozmaiceń. Są tylko piękne róże. Wiele z odmian to odmiany stare, o tradycyjnych wielkich kwiatach ze zwijającymi się płatkami. Niestety, przy żadnej nie było tabliczki z nazwą.


 


Jestem zafascynowana odwiedzaniem różnych ogrodów w miastach, w których jestem choć przez chwilę. Dzięki temu mam we wspomnieniach ogrodowe wrażenia z miast znanych z zupełnie innej strony. Spędziłam miły czas, odpoczywając w ogrodzie różanym na wyspie świętej Małgorzaty w centrum Budapesztu, a potem poszłam na dalszy spacer, ale to następnym razem...

sobota, 20 września 2014

Puszcza Kampinoska

Byliśmy w lesie. Tak po prostu.
Wybraliśmy Puszczę Kampinoską, choć to od nas dość daleko. Od Truskawia spacerowaliśmy ścieżką dydaktyczną. Było zaskakująco dużo spacerowiczów, rowerzystów, biegaczy...
Ścieżka bardzo ciekawa, bogata w dodatkowe informacje, biegnie przez różne siedliskach, na których las tez jest troszkę inny: miejscami mroczny i wilgotny, miejscami całkiem suchy i wydmowy.
A wrześniowy las jest tak bardzo kolorowy: grzyby, wrzosy, liście brzozy...
Tworzą się takie mikrokrajobrazy...
Co krok jest inaczej.
A w miejscach po wiatrołomach, są tak piękne wrzosowiska, jak dawno nie widziałam... Wokół tylko idealnie wrzosowy fiolet, o taki...
Dobrego weekendu!

środa, 17 września 2014

Podniebne ogrody Warszawy

Przyszedł czas by kolejny raz powrócić na Powiśle. To w pewnym sensie "moja dzielnica", tutaj mieszkałam przez wiele lat, pamiętam z dalekiej przeszłości obrazy Powiśla, którego już nie ma. Teraz cieszę się zmianami, które dokonują się od kilku lat.
Jedną z pierwszych istotnych zmian w tej dzielnicy był nowy budynek Biblioteki UW z nowatorskim i unikalnym (zwłaszcza jak na tamte czasy) ogrodem na dachu. Do dziś jest to jedno z ulubionych miejsc spacerów, sesji fotograficznych, relaksu nie tylko studentów. W czasie mojego spaceru zwróciłam uwagę na trzy warte polecenia rośliny, które doskonale sprawdzają się od lat. Po pierwsze: żółty powojnik tangucki (Clematis tangutica), który kwitnie prawie cały sezon, rośnie w prawie każdych warunkach i jest taki radosny!
Po drugie: niezastąpiony rozchodnik okazały (Sedum spectabile odm. Autumn Joy), który może jest nudny i widywany dość często, ale jednak w takim łanie robi wrażenie.
Po trzecie: fantastyczny, zdecydowanie zbyt rzadko sadzony powojnik barszczolistny (Clematis heracleifolia), który jest byliną tworzącą zgrabne kępki osypane błękitnymi kwiatami.
Te trzy rośliny są posadzone w częściach dobranych kolorystycznie nasadzeń tworzących ogród żółty, bordowy i szaro-niebieski. Niedaleko od ogrodów na dachu BUW otwarto niedawno ogród na dachu Centrum Nauki Kopernik, a w przyszłości dołączy jeszcze ogród na dachu budynku Wydziałów Lingwistyki UW.  Z poziomu dachu Centrum Nauki Kopernik rysuje się rozległy widok na okolice ze stadionem i mostem Świętokrzyskim.
Ogród na dachu Centrum Nauki ma formę wyniesionych rabat żwirowych, posadzonych w metalowych donicach, nieckach o nieregularnych kształtach. Zarówno w donicach jak i na ścieżkach wysypany jest żwir, co wraz z betonowymi balustradami potęguje wrażenie surowości warunków tu panujących.
Nasadzenia są jednorodne, wykorzystano tu bardzo wytrzymałe i niezawodne gatunków. Co miłe, rośliny są podpisane!
W kompozycjach wykorzystano jedynie kilka roślin: jałowce płożące, wrzosy, trawy, rozchodniki, pięciorniki, bergenie, goździki, kocimiętkę, kosodrzewinę i hortensje.
Pomimo tego pozornie ubogiego zestawu gatunków, kompozycja jest zróżnicowana, a duże płaszczyzny wyraźnie różnica się fakturą, kolorem i kształtem roślin.
Ogród na dachu Centrum Nauki jest inny niż na dachu BUW, choć trudno określić czym różnią się emocje, które wywołuje. Jak dla mnie jest zbyt mało przytulny, nie ma miejsc osłoniętych, zachęcających do posiedzenia. Jak określiła moja córka: nie ma w nim co robić. Można przejść, popatrzeć i już, gdyż nie zachęca on do posiedzenia (na obrzeżach rabat) czy zajęcia się czymś na dłużej.
Nawet jeśli nie spędzimy w tych ogrodach długiego czasu, na pewno warto je odwiedzić. Wstęp do obu jest bezpłatny, ogród na Centrum Nauki jest otwarty krócej, tylko do godz.17.00, a potem można jedynie odwiedzić ogród naziemny, pełen rozmaitych naukowych atrakcji.
 
 
 

niedziela, 14 września 2014

Goryczki w Bieszczadach

Jesienny wyjazd w Bieszczady nie może odbyć się bez spaceru na połoniny. A na połoninach, nawet w trakcie warsztatów fotograficznych, biolog rozgląda się bacznie, aby uchwycić na zdjęciach nie tylko majestat gór, ale także...
...wszędobylskie borówki, w wersji już lekko jesiennej..
...jeszcze zielone buczyny i wytargane wiatrem, prawie bezlistne jarzębiny...
i gdzieś pomiędzy borówkami a trawami w charakterystycznym idealnie kobaltowym odcieniu... goryczka trojeściowa. O taka jak tutaj.
Goryczka trojeściowa (Gentiana asclepiadea) jest bardzo częsta w Bieszczadach na połoninach i w wilgotnych dolinach  poniżej, można ją także spotkać w Beskidach i innych pasmach górskich. Na przełomie sierpnia i września kwitnie tak bujnie, że jej pędy rozkładają się jak fontanny.
Pomimo tworzenia licznych skupisk, jest gatunkiem zagrożonym. W dawnych latach, jej kłącza były wykorzystywane jako surowiec zielarski. Obecnie, od 2004 roku, goryczka trojeściowa podlega całkowitej ochronie.
Jest tak wspaniałym dopełnieniem złotych kolorów jesieni na połoninach...
Jest trująca zarówno dla ludzi, jak i dla zwierząt. Podziwiajmy ją więc z ostrożnością!
Patrząc na zdjęcia, pomyślałam, że kolor goryczki pasuje do niebieskich, odległych pasm górskich na horyzoncie...

czwartek, 11 września 2014

Najstarsza zachowana w Polsce cerkiew - Posada Rybotycka

W minionym tygodniu byliśmy na warsztatach fotograficznych w Bieszczadach. Wykorzystaliśmy te okazję, aby przyjechać na miejsce dzień wcześniej i wybrać się na wycieczkę na Pogórze Przemyskie. Naszym celem była najstarsza zachowana w Polsce cerkiew, która jest jednocześnie jedyną cerkwią o charakterze obronnym: cerkiew pod wezwaniem św. Onufrego w Posadzie Rybotyckiej.
Wydaje się, że tak unikalny zabytek jest oznaczony tablicami informacyjnymi, drogowskazami albo jakąkolwiek inną informacją. Tak nie jest. Posada Rybotycka to skupisko kilku domów, przy drodze zupełnie lokalnej, wykorzystywanej obecnie głównie do przewozu drewna. W pobliżu świątyni nie ma nawet parkingu, parkujemy więc na przystanku PKS pomiędzy równymi stosami ściętego drewna, z nadzieją, że nie przyjedzie żaden z trzech wymienionych na rozkładzie autobusów.
W okolicy uwijają się jedynie pracownicy leśni, nikogo nie denerwuje przeładunek wielkich pni blokujący całą szerokość szosy, gdyż tam skąd przyjechaliśmy od dawna nie ma już żadnej wsi. Prawie asfaltowymi drogami przemieszczają się jedynie zdesperowani turyści (jak my), mieszkańcy (jak leśnicy) oraz samotni rowerzyści.
Cerkiew w Posadzie Rybotyckiej ma charakter budowli obronnej, jej grube mury wzmocnione są dodatkowo przyporami, a tuż pod dachem widać wąskie okienka strzeleckie.
Tak jak napisałam, jest to najstarsza zachowana cerkiew w Polsce, powstała w połowie XIV wieku.Najstarszą częścią o wyraźnie gotyckim charakterze jest wschodnia ściana szczytowa.
Budynek jest zamknięty i znajdujące się we wnętrzu unikalne polichromie nie są udostępniane zwiedzającym. Znalazłam bardzo ciekawą stronę, gdzie poza historią tej świątyni znajdują się także cyfrowe odwzorowania polichromii z jej wnętrza. Zobaczcie tutaj.
 
I tak wędrując między śladami po wsiach, których już nie ma, odwiedziliśmy świątynię, która była istotnym ośrodkiem średniowiecznego życia kulturalno-religijnego w tej okolicy.